Pierwszy bohater tej krótkiej opowieści czując zbliżającą się śmierć, w roku 1934, spisał testament polityczny, w którym wyraził opinię, że narodowy socjalizm w Niemczech jest przejściowy. Jakże się pomylił, kiedy dzień przed jego śmiercią Hitler, łącząc stanowisko kanclerza i prezydenta stworzył formalnie narodowo-socjalistyczna dyktaturę. Paul Ludwig Hans Anton von Beneckendorff und von Hindenburg. Takiego przebiegu wydarzeń nie przewidział…
Pewnie twórcy i budowniczowie kolejnego „Hindenburga”, o którym będzie ta opowieść – tym razem sterowca LZ-129, też nie spodziewali się takiego obrotu spraw i spektakularnego zakończenia istnienia tej imponującej konstrukcji.
A miała ona długość 245 m, średnicę 41 m, zawierała 200 tys. m³ wodoru w 16 zbiornikach. Sterowiec ten osiągał prędkość maksymalną 135 km/h ! Po wystartowaniu z Frankfurtu z 97 osobami na pokładzie i po trzydniowej podróży przez Atlantyk, sterowiec spłonął 6 maja 1937 r. podczas cumowania na amerykańskim lotnisku w Lakehurst.
Historia pierwszego jak i drugiego Hindenburga ściśle łączy się naszym regionem. Zacznijmy więc może od sterowca…
W 1913 r. miasto Allenstein zakupiło w Dywitach teren o powierzchni 111 hektarów, gdzie utworzono „stację balonów wojskowych”. Pod koniec roku prace przy hali sterowcowej byty już mocno zaawansowane. Kosztowała ona w sumie ok. 400 tys. marek i miała wymiary: 200 m długości, 44 szerokości i 34 m wysokości, a mieściły się w niej dwa takie zacne „latające cygara”.
Stacjonujące tu okresowo podczas pierwszej wojny światowej sterówce, brały udział w walkach na froncie, wykonywały też loty patrolowe i rozpoznawcze. Dowódcą jednego z zeppelinów korzystających w 1915 r. z olsztyńskiej hali był Ernst Lehmann, znany później jako kapitan sterowca nie innego, jak właśnie wyżej wspomnianego pasażerskiego LZ 129 „Hindenburg”. Lehmann pilotował sterowcem z lądu podczas jego ostatniego przelotu przez Atlantyk, zakończonego katastrofą. Niektórzy uważają nawet, że stał on na czele sabotażu i kazał zniszczyć „Hindenburga”.
Po przegranej wojnie Niemcy rozebrali całe lądowisko, wraz z zapleczem magazynów, kotłownią, a nawet własną stacją meteorologiczną. W 2012 r. została oddana do użytku ścieżka historyczno – edukacyjna poświęcona istniejącemu w Dywitach lądowisku sterowców. Po samym lądowisku zostały już tylko stopy do cumowania, fragmenty torowiska do hangaru… Cień minionej świetności, wspomnienie i trochę fotografii…
Po drugim z naszych bohaterów istniała równie imponująca pamiątka, jak te wielkie hangary, jednak tak samo jak wspomniane lotnisko sterowców, nie dotrwała do naszych czasów, bynajmniej nie w takiej formie, jak zamierzono. A mowa tu o mauzoleum marszałka Paula von Hindenburga, pomiędzy Królikowem, Sudwą i Olsztynkiem.
Pomnik-mauzoleum powstało dla uczczenia zwycięstwa Niemców nad armią rosyjską w sierpniu 1914 r., a w roku 34 uroczyście pochowano tam zmarłego marszałka .Pomysł uczenia niemieckiego zwycięstwa narodził się w 1919 roku, w piątą rocznicę bitwy, w której to wojska niemieckie pod dowództwem generała Paula Hindenburga rozbiły w sierpniu 1914 roku armię rosyjską generała Samsonowa.
31 sierpnia 1924 roku, w dziesiąta rocznicę bitwy, odbyła się uroczystość wmurowania kamienia węgielnego, w której uczestniczyło około 60 000 osób, głównie weteranów pierwszej wojny światowej. Kamień węgielny wmurował osobiście feldmarszałek Paul Hindenburg.
Budowla nawiązywała do sławnego Stonehenge – osiem dwudziestometrowych wież połączonych murami i ustawionych tak, że całość tworzyła okrąg. Pomnik usytuowano w środku rozległej, otwartej przestrzeni na sztucznie usypanym wzgórzu. Pusty dotychczas teren zadrzewiono sadzą ponad 1000 dużych dębów. W ten sposób powstał obecnie istniejący park ulicy 22 Lipca.
18 września 1927 r., tym razem w 80. rocznicę urodzin Hindenburga nastąpiła uroczystość odsłonięcia czy też otwarcia pomnika. Melchior Wańkowicz, który widział pomnik w latach 30-tych, tak wyraził swoje wrażenia – ‚pomnik bitwy pod Tannenbergiem wyrósł z samych głębi niemieckiego ducha, duch pomnika gorzej niż żołdacki, bo dorobkiewiczowski, hohenzollernowski’.
Niewątpliwie największą uroczystością w dziejach pomnika był właśnie pogrzeb Paula Hindenburga. Wbrew jego woli i założeniom pomnika, został on zamieniony, zgodnie z życzeniem Hitlera w mauzoleum. Przy dźwiękach dzwonów i huku salw armatnich złożono trumnę z feldmarszałkiem w jednej z wież. Hitler, obecny na pogrzebie, wygłosił mowę pożegnalną używając w teatralnym geście górnolotnych słów: „Toter Feldherr, geh’ ein In Walhalla!”
Równie smutny koniec czekał też i pomnik, jak i lotnisko sterowców pod Dywitami. W nocy z 21 na 22 stycznia żołnierze niemieccy widząc nadciągający koniec i swoja porażkę, wysadzili wieżę wejściową oraz wieżę Hindenburga. Reszty nie zdołali zniszczyć, zapewne z braku materiałów wybuchowych i czasu. Przed niszczeniem zdążono wywieźć zwłoki Hindenburga i jego zony oraz całe wyposażenie mauzoleum
Jednak to właśnie po wojnie zaczęła się faktyczna dewastacja budowli. Zerwano płyty granitowe z dziedzińca, część z nich posłużyła jako materiał budowlany przy wznoszeniu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie oraz Domu Partii, część płyt użyto przy budowie pomnika wdzięczności dla Armii Czerwonej w Olsztynie.
Elementy można znaleźć też przed jednym z domów przy ul. Emilii Plater w Olsztynie (tzw. Willa Moczara). Niejeden chlewik czy kurnik ma dzisiaj ściany z cegieł pamiętających mauzoleum. Z pomnika pozostały jedynie fundamenty ukryte głęboko w ziemi i wzgórze z wgłębieniem w środku. Wszystko to zasypane, zniszczone, zarośnięte chwastami… Tak samo, jak po lotnisku i sterowcach pozostały wspomnienia, opisy i kilka zdjęć.
Opowieść o Hindenburgach, którzy wznieśli się wysoko, byli obiektem podziwu i dumy, wielką obietnicą i nadzieją. Po obu niewiele zostało, wspomnienie, kilka fotografii…
fot. Olsztyn, Ratusz miejski